O tym, że
warto wspomagać rozwój dziecka i o dr Anecie Czerskiej usłyszałam od znajomego
mamy. Wydało mi się to strasznie dziwne, ale postanowiłam sprawdzić. Na stronie
www.cudownedziecko.pl
przeczytałam, co mój maluch powinien umieć w wieku trzech miesięcy. Informacja
o tym, że: „Celem w pierwszym miesiącu
życia jest przesuwanie się na dystansie 90 cm. Jest to ważna umiejętność
prowadząca do kolejnej: pełzania na brzuchu na dystansie 50 metrów dziennie
ruchem naprzemiennym, która jest charakterystyczna dla drugiego poziomu
funkcjonalnego”. To mnie kompletnie załamało. Nie żebym myślała, że moje
dziecko jest stracone dla świata (chociaż do fizjoterapeuty też się umówiliśmy),
ale odebrałam to jako całkowicie dołujące wymagania, których żadne dziecko z
moich znajomych nie potrafiło w tym wieku wykonać. Pomyślałam, że doktor
Czerska jakoś strasznie ambitnie podchodzi do tematu. Ceny jej szkoleń w ogóle
mnie przeraziły i doszłam do wniosku, że tym mogą zainteresować się jedynie
biznesmeni z dużych miast, których żony mające nianie mogą pozwolić sobie na
uczestnictwo w całodziennych szkoleniach. Wydało mi się to całkowicie
niemożliwe, aby matka posiadająca wiecznie wrzeszczące dziecko (cicho jedynie podczas
trwających nawet do półtorej godziny karmień), niewyspana i z miasta oddalonego
o 180 km, przyjechała na takie szkolenie i w pełnym skupieniu wysłuchała ze zrozumieniem wszystkich przedstawionych tam informacji…
Zamknęłam stronę i zapomniałam o temacie.
Przełomem w
moim myśleniu była książka autorstwa państwa Minge „Jak kreatywnie wspierać rozwój dziecka?”, która
całkowicie zmieniła moje nastawienie do nauczania dziecka w domu. Zaczęłam
czytać, jak szalona wszystko, co pasowało tematycznie do rozwijania kompetencji
dziecka i wspierania jego rozwoju. I tym sposobem dowiedziałam się o profesorze Glennie Domanie, o istnieniu
super strony internetowej www.teachyourbaby
prowadzonej przez Agę Bastę oraz o niezwykle prostych, ale i skutecznych
rozwiązaniach proponowanych przez Krzysztofa Kwietnia.
Zaczęłam
przygodę z matematyką intuicyjną i czytaniem globalnym, ale to był trudny okres
i się zniechęciłam. W wieku 11 miesięcy moje wymagające dziecko zaczynało naukę
chodzenia, co czyniło naszą naukę
niezwykle trudnym i wyczerpującym zajęciem. Porzuciłam na kilka tygodni
najpierw matematykę, a później i czytanie globalne w języku polskim.
Jednakże lektura
blogów i książki sprawiła, że po tym czasie postanowiłam spróbować raz jeszcze,
tym razem rezygnując z wszelkich harmonogramów, a podążając za dzieckiem i
starając się znaleźć radość w spędzaniu z nim czasu.
Zaczęłam mówić
do Bogusi po angielsku, wprowadzając naukę czytania globalnego w tym właśnie
języku. Matematykę szybko powtórzyłyśmy i też przeszłyśmy na angielski.
Czytanie po polsku zostawiłam tacie, ale niestety nie spotkało się to z zainteresowaniem
z jego strony. Pomyślałam jeszcze o francuskim – sama wróciłam na kurs językowy
oraz o tym, że kiedyś uczyłam się niemieckiego i włoskiego. Że zawsze chciałam
wszystko wiedzieć, zaczynałam mnóstwo rzeczy na raz i rzadko kiedy udało mi się
je skończyć, bo kończył mi się zapał. Uświadomiłam sobie, że jest kilka
świetnych książek, które „muszę” przeczytać, zamówić, wykonać, przerobić, kupić,
pokazać Bogusi, itp. No i koniecznie wykorzystać czas, który „zyskałam” na
urlopie wychowawczym, aby pokazać jej świat i przekazać o nim jak najwięcej. A
edukacja muzyczna? Zajęcia ruchowe? A ja? Też powinnam i chcę się rozwijać!
Tysiące
pomysłów przebiegają mi wciąż po głowie, a czasu tak niewiele, tak późno
zaczęłam, wolnych chwil ciągle brakuje, a obowiązków przybywa… ale zachciało mi się chcieć! Znalazłam
nowy cel w życiu, dzięki któremu zaczęłam w końcu odczuwać radość macierzyństwa
po tylu trudnych miesiącach opiekowania się hajnidkiem-niejadkiem. I tutaj będę
się z Wami moimi przemyśleniami i rozwiązaniami zabieganej matki dzielić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz